niedziela, 20 marca 2016

3.Wściekły pies

Minęły trzy tygodnie. Uczniowie mieli dzisiaj wyjście do Hogsmeade. Lily, Dorcas i Ann szły jedną z alejek, kierując się do Trzech Mioteł. Alice odłączyła się od nich jakieś pół godziny temu i poszła
z Frankiem na randkę. Skręcały właśnie w kolejną uliczkę, kiedy zobaczyły Syriusza całującego się
z jakąś krukonką. Dor odwróciła zwrot i starała się nie pokazywać, że coś ją to ruszyło. Od jej małego przedstawienia  w pokoju wspólnym, chłopak zachowywał się jakoś dziwnie. Starał się unikać jej sam na sam, a przebywał przy niej tylko kiedy była w grupce. Nie rozumiała jego zachowania. Lily poszła za wzrokiem przyjaciółki i także dostrzegła obściskującą się parę. Zrobiło jej się szkoda szatynki, wzięła ją pod rękę i szybko zaprowadziła do pabu. Były najlepszymi przyjaciółkami odkąd zaczęły naukę w Hogwarcie. Były dla siebie jak siostry i mimo, że zdarzały im się sprzeczki to kochały się.


Mała, piegowata dziewczynka pożegnała się właśnie z rodzicami. Mieli łzy w oczach, ona również była bliska płaczu. Cieszyła się, ale nie chciała żyć w rozłące tyle czasu. Pomachała im i Petuni ostatni raz i wskoczyła do pociągu. Ciągnęła za sobą kufer, szukając wolnego przedziału. W jednym siedziała tylko mała, długowłosa dziewczyna. Wpatrywała się w okno, nawet nie zauważyła jak Lily weszła.
-Tu jest wolne? – zapytała nieśmiało – Wiesz, wszędzie już zajęte i nie mogę znaleźć miejsca – pokiwała jej głową i pokazała ręką, że może siadać – Jestem Lily Evans, a Ty? 

-Dorcas Meadowes – odparła i podała rękę nowej koleżance. Wyjęła gazetę licząc, że będzie miała spokój. Jednak Ruda zbyt ciekawa świata do którego właśnie zmierzała, zaczęła wypytywać ją
o szkołę, ludzi, nauczycieli, magie i wszystko co jej przychodziło do głowy. Dorcas na początku trochę niechętnie, ale udzielała niezbyt wyczerpujących, ale przynajmniej konkretnych odpowiedzi.
W pewnym momencie zirytowała się. Nie lubiła zbytnio natrętnych ludzi, którzy ekscytują się tak na wieść o Hogwarcie. Sama pochodziła z rodziny czysto krwistej i dla niej nie było to nic nowego. Wręcz przeciwnie, nie odczuwała większej ekscytacji tą przygodą życia, jak to powiedziała Evans w swojej paplaninie. Westchnęła i wyszła na chwilę z przedziału, karząc zaczekać swojej rozmówczyni i po chwili przyprowadziła rozczochranego chłopaka, który z uśmieszkiem rozrabiaki przysiadł się do nowej koleżanki, która od razu zrobiła na nim wrażenie. 

-Moja siostra nie jest zbytnio wesołą osobą , ale się umie rozkręcić – zażartował – słyszałem, że masz dużo pytań.


Na to wspomnienie, Lily uśmiechnęła się lekko. Wtedy myślała, że nigdy nie zaprzyjaźni się z tą dziwną dziewczyną. Jednak to zmieniło się, kiedy tiara przydziału, przydzieliła je obydwie do Gryfindoru, a potem musiały jeszcze dzielić jedno dormitorium. Nawet nie wiedziała, że ta złośnica stanie się jej tak bliska. A Potter… Wtedy jeszcze jej tak bardzo nie irytował, to chyba było najlepsze wspomnienie jakie z nim dzieliła. Dopiero później, kiedy poznał Syriusza i zostali Huncwotami, zaczęły się wiecznie żarty w jej stronę, a ona zaczęła go szczerze nie znosić.
Usiadły gdzieś w kącie w zatłoczonym pubie. Piły piwo kremowe i rozmawiały o nadchodzącym balu Walentynkowym.
-Macie już sukienki ? – spytała Ann – ja swoją zamówiłam sowią pocztą, ale jeszcze mi nie przyszła, tak się boję, że nie dojdzie na czas.
-Wyluzuj – odparła Dor – sukienka to nie problem. We wszystkim będziesz wyglądała szałowo – puściła do niej oczko – mnie bardziej martwi brak partnera! – jęknęła, napiła się piwa i rozejrzała po pomieszczeniu jakby rozpaczliwie szukała kogoś kto mógłby ją zaprosić.  
-Uspokój się, przecież zawsze masz miliony zaproszeń – Lily popatrzyła na przyjaciółkę. Ona nie miała takiego powodzenia u chłopaków, ale nie mogła narzekać na brak zainteresowania z ich storny. Oczywiście, nigdy z żadnym nie była, ponieważ każdy bał się Pottera. Jak on ją tym irytował.
-Hej, patrzcie kto przyszedł – do baru wszedł James i Lupin, a wraz z nimi Syriusz i krukonka, którą wcześniej obściskiwał.
-Ani mi się waż – syknęła Lily, jednak było już za późno, bo Ann która wymachiwała do chłopaków, zdążyła zwrócić na siebie ich uwagę. Grupka ruszyła w ich stronę, zamawiając po drodze kolejne piwa i przysiedli się. James usiadł koło Lily, która tylko zgromiła go wzrokiem i próbowała zwiększyć odległość która ich dzieliła, mimo że to było trudne ze względu na tłum przy tak małym stoliku. Dor zmierzyła wzrokiem nową zdobycz Łapy, ale podała jej rękę i ze sztucznym uśmiechem przywitała się. Miała na imię Bonnie i chodziła do piątej klasy. Była ładna, miała ciemne włosy, oczy i karnacje. Nic dziwnego, że podobała się Łapie – pomyślała Meadowes.  Ann wpatrzona w Lupina, nawet nie zauważyła co jej przyjaciółki przeżywają. 
-Co ciekawego robiliście? – zagaił Rogacz – my byliśmy w sklepie Zonka , powoli kończyły nam się zapasy łajnobomb. 
-Dawno nie słyszałam o jakimś waszym żarcie – powiedziała Bonnie i uśmiechnęła się słodko – starzejecie się ? 
-Nie no coś ty – zaprzeczył Łapa i objął ją ramieniem – po prostu czekamy na specjalną okazję – mrugnął do kolegi.
-Co wy znowu kombinujecie ? – zirytowała się Lilka – Remusie mógłbyś na nich jakoś wpłynąć! – oburzyła się.
-A co ja biedny Remus mogę zrobić? – zapytał retorycznie i spojrzał na Ann – możemy pogadać ? –zapytał po czym wstał dając do zrozumienia blondynce żeby zrobiła to samo, po czym razem wyszli z pabu.
-A co Luniek chce od naszej Ann? – zapytała podejrzliwie Dorcas.
-Skąd niby mamy to wiedzieć – odrzekł Łapa. Patrzył się na Meadowes, wyobrażając sobie ile rzeczy mógłby z nią teraz zrobić, gdyby byli sami. Czuł że Bonnnie stara się zwrócić jego uwagę, ale on miał to gdzieś. 
-Wiecie co, chyba trzeba wracać do zamku, robi się późno  – powiedziała Lily.
-Masz rację, chodźmy – odpowiedzieli wspólnie, dopili ostatnie piwa i pomaszerowali do zamku.




Lily zmęczona po całym dniu w wiosce, szła do swojego pokoju kiedy ktoś złapał ją za rękę. Odwróciła się i z przerażeniem stwierdziła, że jej twarz jest stanowczo za blisko twarzy Jamesa. Ten uśmiechnął się tylko lekko. Nie spieprz tego – pomyślał.
-Hej, Ev…Lily nie chciałabyś może pójść ze mną na bal ? – jego ręka automatycznie powędrowała do włosów. Ruda potrzebowała chwili żeby przeanalizować co chłopak od niej chciał. Jego bliskość ją rozpraszała, ale po dłuższej chwili oprzytomniała. 
-Nie pójdę z tobą na żaden bal, a już szczególnie na Walentynowy! – oburzyła się po czym wyrwała swoją rękę z jego i uciekła na górę. Nie zwracała uwagi na jego wołanie z dołu. Wkurzona opadła na łóżko. Co za palant – pomyślała.
-Lily kochanie co się stało ? – Dorcas zmartwiona popatrzyła na przyjaciółkę.
-Ten idiota zaprosił mnie na bal Walentynowy! Czy on naprawdę sądzi, że ja chciałabym z nim tam iść- rzuciła wściekła, gestykulując przy tym rękoma – jaki to trzeba mieć tupet! Nie dość, że nie mogę na niego patrzeć na co dzień to jeszcze mam mu randkę obiecywać! I to w święto zakochanych! Ja go ledwo toleruje, a o miłości to nigdy tu nie będzie mowy – darła się na całe dormitorium. Jej przyjaciółki popatrzyły się na siebie wymowie. Pierwsza odwarzyła się odezwać Ann.
-Ale Lily przecież możecie iść jako przyjaciele – powiedziała niepewnie.
-Przecież ja się z nim nie przyjaźnie – wydarła się Ruda i rozłożyła ręcę.
-Tak, ale może taki bal to dobra okazja żebyś zaczęła – powiedziała Dorcas. Było jej szkoda Jamesa, który tyle lat stara się o serce jej przyjaciółki. Z jednej strony rozumiała ją, każdy miałby dość tylu głupich tekstów, natręctw i dziecinnych gierek. Z drugiej strony, uważała że James zrobiłby dla niej wszystko i, że jego uczucia są szczere. Była to dla niej wyjątkowo niekomfortowa sytuacja. Starała się nie brać niczyjej strony, bała się, że w tym wszystkim straci albo brata, albo siostrę. Gdyby chociaż raz mu dała szanse – pokręciła głową, wiedząc, że prędzej piekło zamarznie niż ta dwójka zacznie się przyjaźnić.  
- Przecież nic mu nie obiecujesz, a może nawet będziesz się fajnie bawiła – widząc minę Lily szybko dodała – tylko na mnie nie krzycz, ale James jest naprawdę w porządku i sądzę, że trochę przesadzasz – powiedziała jak najdelikatniej umiała. Nie chciała kolejnego wybuchu. Ku jej zdziwieniu Evans zamyśliła się. Może ma rację – pomyślała – Nie. Wyrzuciła tą myśl z głowy. 
-Mam dość, idę wziąć prysznic – wstała i zatrzasnęła za sobą drzwi od łazienki. Dorcas tylko westchnęła i wgramoliła się do łóżka.



-Żartujesz?! – wrzasnął Łapa – Zaprosiłeś Evans na bal? – patrzył na Rogacza z lekkim niedowierzeniem – Sądziłeś, że się zgodzi ? O czym ty myślałeś chłopie?
-Problem w tym, że nie myślałem, okej? To był impuls – usiadł zrezygnowany na łóżku – po prostu widziałem jak idzie do dormitorium i pomyślałem co mam to stracenia. A teraz pewnie będzie na mnie zła przez kolejny tydzień – westchnął i uderzył pięścią w poduszkę.
-Wkopałeś się Łosiu – zaczął się śmiać Syriusz. 
-A ty kogo masz zamiar zaprosić – zapytał Lunatyk. Peter który do tej pory zajadał się fasolkami
i popatrzył na kolegów z zaciekawieniem.
-Nie myślałem nad tym jeszcze – mruknął jakby od niechcenia.
-A ta Bonnie? – dopytywał się Remus.
-Ona ? – Syriusz spojrzał na kolegę – Ładna, ale raczej nie mam ochoty z nią na dalsze znajomości. Średnio całuje – uśmiechnął się i wrócił do swojego zajęcia jakim było czytanie jakiegoś mugolskiego magazynu o motorach.
-A Dorcas? – nie dawał za wygraną Lupin.
-W sumie z braku laku mogła by być. Poszedłby z nią jako przyjaciel – dopowiedział szybko widząc minę kolegi.
-Oczywiście, dla tego ciągle gadasz jej imię przez sen – zaśmiał się Lunatyk na co Rogacz zaczął mu wtórować, obejmując samego siebie jakby udawał się obmacuje się  z jakąś dziewczyna i zaczął powtarzać: Dorcas mmm, Dorcas. Łapa zirytowany zamienił się w wielkiego czarnego psa i zaczął warczeć na kolegę, który nic sobie z niego nie robił. Syriusz rzucił się na Jamesa i za chwilę oby dwaj turlali się po podłodze,  na co Remus i Peter zaśmiewali się z nich. Black zmienił się z powrotem  w człowieka i zgromił kolegów wzrokiem. Potter przyłączył się do wrzawy, na co czarnowłosy tylko łypnął wzrokiem, jednak po chwili nie mogąc się powstrzymać sam zaczął się śmiać z całej sytuacji.  I tak czwórka huncwotów zaśmiewała się w najlepsze cały wieczór.


~koniec rozdziału trzeciego

wtorek, 15 marca 2016

2.Wszyscy się sobie podobają

Dorcas obudziły pierwsze promienie słońca które przedarły się przez jej kotarę. Zirytowana włożyła głowę pod poduszkę, marząc aby znowu zasnąć. Wtedy ktoś na nią wskoczył i zaczął się drzeć.
-Dorcas nie możesz zaspać na pierwsze lekcje w nowym roku! Wstawaj no, głodna jestem, a nie chce sama iść na śniadanie! – powiedziała Lily i zaczęła ściągać z przyjaciółki kołdrę.
-Odwal się Evans – warknęła szatynka i zrzuciła ją z łóżka. Dziewczyna podniosła się z ziemi
i z wyrzutem rozmasowując sobie tyłek, wyciągnęła różdżkę z kieszeni:
-Aquamenti – strużka wody poleciała na śpiącą dziewczynę, która podskoczyła i wściekła chciała rzucić się na przyjaciółkę, jednak zaplątała się w kotary i zrywając je, poleciała na ziemię. Lily śmiała się, trzymając się za brzuch, prawie płakała. Nic nie robiła sobie z gróźb i przekleństw które mamrotała Dorcas próbując wstać. 
-Co się dzieje? – zapytała zaspana Ann. Brutalna pobudka obudziła resztę współlokatorek. Zaczęły powoli się przeciągać i ze zdziwieniem przyglądały się dwóm przyjaciółkom. Nagle Ann spojrzała na łazienkę co jednocześnie zrobiły dwie pozostałe dziewczyny. Wszystkie trzy rzuciły się, Dorcas która ciągle była zaplątana była na przegranej pozycji. Ostatecznie walkę  zwyciężyła Alicja. Lily uśmiechnęła się do przyjaciółek i oznajmiła, że będzie czekała na dole.


-Ile można się szykować – powiedziała do siebie Lily. Popatrzyła na zegarek, do rozpoczęcia lekcji zostało im pół godziny. Jeśli nie zdąży zjeść śniadania będzie naprawdę wkurzona. 
-Hej Evans, czekasz na mnie? – powiedział schodząc po schodach Potter. Za nim szła reszta huncwotów. 
-Oczywiście, że nie. I nie Evans idioto! – popatrzyła na gryfona, który szczerzył do niej zęby. 
-Zawsze możesz iść z nami rudzielcu – powiedział, próbując złapać niesforny kosmyk jej włosów
i założyć jej go za ucho, ale ona odtrąciła jego rękę. 
-Wole umrzeć z głodu – odparła – po za tym idę z dziewczynami, więc idźcie bo one jeszcze napewno długo się bę… - Nie dane jej było skończyć bo w tym momencie właśnie jej współlokatorki wyszły z dormitorium.
-O chłopaki! – uśmiechnęła się Ann – chodźmy bo umieram z głodu. Złapała Lily za rękę
i pociągnęła w stronę obrazu. Ruda tylko westchnęła i dała się prowadzić dziewczynie.



Dorcas jadła tosta z dżemem. Była zaspana i ciągle zła na Lilke za rano. Syriusz popatrzył na nią.
-Ej mała, ślicznie wyglądasz – popatrzyła na niego wzrokiem godnym Bazyliszka. 
-Uważaj Black bo Meadowes zabije cie za takie komplementy – zaśmiał się James – co mamy pierwsze Luniaczku? 
-Dwie godziny eliksirów ze Ślizgonami – powiedział i napił się łyka kawy.
-Super – mruknął Syriusz i znowu wlepił oczy w Dorcas. Dziewczyna dojadła tosta i wraz z przyjaciółkami wstały od stołu i poszły w stronę lochów. Powłóczył się za nimi jakieś dziesięć minut później wraz z resztą huncwotów. Jego myśli ciągle zaprzątała pewna długonoga dziewczyna. Sam nie wiedział już co się zmieniło. Nigdy nie traktował jej jak zwykłej dziewczyny, wiedział, że jest wyjątkowa jednak starał się nie zwracać na to uwagi. Nie – pomyślał – koniec myślenia o Dorcas. Słynny Syriusz Black nigdy nie zakochał się w żadnej dziewczynie. Stop – skarcił samego siebie – jest ładna, pociągająca, ale to na pewno nie jest miłość. 



Przez dwie godziny eliksirów nie działo się nic szczególnego. James z Syriuszem rzucili parę razy zaklęcia na kociołek Snape’a, przez co narazili dom na stratę punktów.  Następnie transmutacja. Potter złożył małego ptaszka i wysłał go w kierunku rudej, ale ona jednym zaklęciem sprawiła, że prezent sponął.
Po lekcjach James dogonił Lily i zaczął iść koło niej, proponując jej eskortę na obiad. Lily już chciała złapać Dorcas za rękę i pociągnąć ją z dala od chłopaka, kiedy ta zwinnie się wymsknęła i podeszła do Syriusza który szedł parę kroków za nimi. Rogaty uradowany zaczął naprzykszać się Rudej całą drogę, ta natomiast wymyślała tysiące tortur, które chciałaby na nim wypróbować. 
Dorcas szła w bezpieczniej odległości wraz z Łapą. Właśnie mrugnął do jakiejś wymalowanej blondyny, która uśmiechnęła się do niego prawie mdlęjąc. Czarna tylko przewróciła oczami
i prychnęła pogardliwie.
-Nie bądź zazdrosna mała – objął ją ramieniem – przecież to nie moja wina, że tak działam na kobiety – uśmiechnął się do niej zalotnie.
-Naszczęście ja jestem odporona na wszelkie choroby – syknęła, ale nie strąciła jego ręki – i nie mów do mnie mała! 
-Ciii – położył jej palec na ustach – wszyscy wiemy, że na mnie lecisz. Ten gest na chwilę zdezorientował dziewczyne jednak szybko się ocknęła i zaczęła w niej wzrastać złość. Sięgneła po różdżke i wycelowała w Syriusza, kiedy podbiegł do nich Lupin, który nie chciał dopuścić do walki na korytarzu swoich przyjaciół. Objął ich dwoje ramieniem i z wymuszonym spokojem zaczał ich prowadzić do Wielkiej Sali.
-Śliczną mamy pogode! – zaczął się wydzierać, tak że gapie którzy przyglądali się wcześniejszej wymianie zdań, zaczeli powoli zajmować się swoimi czynnościami – Tak pomyślałem, że może byśmy w trójkę poszli sobie na obiad, tak dla bezpieczeństwa waszego i  reszty – po czym cicho się zaśmiał i prowadził dwójkę zdezorientowanych przyjaciół na obiad.


- Co ty taka nie w humorze, Dor? – zapytała Lily, patrząc jak dziewczyna ostentacyjnie patrzy  łba na Łapę który siedział naprzeciwko niej. Dziewczyna tylko mruknęła coś pod nosem i zajęła się swoim kurczakiem. Evans przewróciła oczami – pewnie znowu Syriusz ją wkurzył – pomyślała.
Tak to już między nimi jest. Ciągle się kłócą, warczą na siebie, ale nie tak jak ona z Potterem. W ich kłótniach dało się wyczuć uczucie i pożądanie które oby dwoje czuli, ale byli zbyt dumni by przyznać się do tego między sobą. No nic – westchnęła i popatrzyła na stół ślizgonów. Snape siedział tam z Bellą i Lucjuszem. Mimo, że już nic ją nie łączyło z nim to nadal czuła smutek, kiedy patrzyła jak jej dawny przyjaciel się zmienia. Nie lubiła towarzystwa w którym się obracał, ale nie miała już na to wpływu. 




Wieczorem huncwoci wraz z dziewczynami siedzieli w Pokoju wspólnym. Lily pisała wypracowanie dla Slughorna, James i Syriusz grali w szachy czarodziejów, Lupin także próbował odrabiać jakieś lekcje, a Dorcas czytała gazetę. 
-Idę spać – oznajmiła Ruda i skierowała się na schody do damskiego dormitorium. Chwilę później Lunatyk także skończył lekcje i pokierował się na górę, a za nim Rogacz. Było koło północy i PW zdąrzył już opustoszeć. Meadowes dzielnie starała się skupić na artykule na temat pielęgnowania włosów i nie zwracać uwagi na to, że Black ciągle się na nią gapi. 
-O co ty się tak na mnie wściekasz – zagaił Łapa. Dizewczyna nie podniosła nawet wzroku znad gazety. Wstał i usiadł koło niej na kanapie. Śmieszyła go ta cała sytuacja. Przecież on tylko żartował, robił to często, a nie wiedzieć czemu akurat dzisiaj się na niego za to wkurzyła. Był ciekawy ile da radę tak go ignorować. Lecz ona miała inny pomysł. Odłożyła gazetę i spojrzała swoimi brązymi oczami na chłopaka. Siedział zdecydowanie za blisko. Na chwilę zgubiła myśl, kiedy popatrzyła na niego – czemu on musi być taki przystojny – pomyślała, ale szybko wyrzuciłą tę myśl z głowy. Przysuneła się do niego, zmniejsząjąc już naprawdę niewielką odległość między nimi. Zwinnym ruchem usiadła na nim okrakiem co spowodowało zaskoczenie chłopaka. Podobało mu się dokąd to zmierza.
-Już się nie boczysz? – zapytał i przejechał jej ręką po odsłoniętym udzie.
-Nie mam serca się nie ciebie złościć – odparła i przygryzła wargę . Nachyliła się do niego, poczuła jego przyjemny oddech na obojczyku, jednak starała się zachować zimną krew. Chłopak tak bardzo chciał ją przyciągnąć i pocałować, widać było, że walczy ze sobą żeby teraz nie rzucić się na nią. Dopieła swego. Przybliżyła się do jego ucha.
-Opanuj się Black. Przecież wiem, że na mnie lecisz – wyszeptała najseksowniej jak potrafiła. Zwinnie z niego zeszła i poszła do swojego dormitorium, zostawiąjąc zdezorientowanego i już napalonego chłopaka, samego na kanapie. 
-Kurwa – powiedział sam do siebie, wściekły na wszystko i na wszystkich, a szczególnie na nią. Wiedział, że Dorcas na niego działa, ale nie sądził, że aż tak. Wstał i powłóczył się do dormintorium. Reszta jego współlokatorów już spała. Położył się na łóżku i zasnął. Tej nocy śnił o pewnej długonogiej szatynce.


~koniec rozdziału drugiego

1.Powrót

Właśnie nadszedł koniec świąt. Trzeba było powrócić do normalności, do nauki, niekończących się prac domowych, nauczycieli którzy wiecznie czegoś chcieli, no właśnie… Kiedy większość ludzi szła po świętach do zwykłych, nudnych szkół, siódemka przyjaciół, uśmiechnięta i radosna, jechała właśnie pociągiem. Wracali do szkoły, ale nie była to zwykła szkoła. Nie uczono tam matematyki, biologii, czy fizyki, ale starożytnych run, opieki nad magicznymi zwierzętami, obrony przed czarną magią, czy transmutacji… Tak. Była to wyjątkowa szkoła. Hogwart. Wielki zamek skrywający wiele tajemnic, leżący  w Anglii w… Tak właściwie to nikt nie wie gdzie dokładnie znajduję się owy budynek. Jest to owiane tajemnicą, aby nikt go nie mógł tak łatwo odnaleźć. Wracając do naszego pociągu. W jednym przedziale siedziało czterech wyjątkowych chłopaków, a wraz z nimi cztery również niezwykłe dziewczyny. Cała paczka zaśmiewała się z właśnie z żartu ciemnowłosego chłopaka, który z zawadiackim uśmiechem i błyskiem w oku, odgarnął sobie trochę przydługie włosy z zabójczo przystojnej twarzy, po czym rozbawiony popatrzył na dziewczynę która siedziała naprzeciwko niego. Miała długie brązowe włosy, lekko zakręcone przy końcach, które kaskadą spadały na jej plecy i ramiona. Była ładna i to bardzo. Brązowe oczy, w których nie jeden chłopak mógł utonąć, tryskały iskierkami. Kiedy uśmiechała się z dopiero co opowiedzianego żartu zrobiły jej się, jak stwierdził czarnowłosy chłopak, słodkie dołeczki w policzkach. Dziewczyna nazywała się Dorcas Meadowes i była częstym obiektem westchnień płci przeciwnej. Również czarnowłosego chłopaka, który siedział naprzeciw niej i właśnie przeniósł wzrok na jej długie nogi. Syriusz Black, największy podrywacz w szkole, nigdy nie przyznałby się do tego, że jakaś dziewczyna tak bardzo zakręciła mu w głowie. Obok niego trząsł się ze śmiechu kruczoczarny chłopak, o bardzo przystojnej twarzy, na której miał okrągłe okulary. James Potter, złapał się właśnie za brzuch i otarł łzy, po czym popatrzył na swojego najlepszego przyjaciela i uśmiechnął się do niego po huncwocku. Tych dwoje wraz z Remusem Lupinem oraz Peter Pettigrew tworzyli bandę, która cały czas wywijała komuś jakieś kawały. A to łajnobomby w lochach to jakieś dziwne choroby u ślizgonów, ale i tak ich ulubionym zajęciem było gnębienie Severusa. Nazwali siebie Huncwotami . Nagle do przedziału weszła ruda dziewczyna, była to Lily Evans, obiekt westchnień Jamesa od pierwszej klasy. Jednak ta zielonooka dziewczyna o bardzo niespotykanej urodzie, której zazdrościła jej nie jedna dziewczyna w szkole, nie uległa ciągłym i natrętnym próbom uwiedzenia. Uważała, że teksty, które chłopak ciągle rzucał w jej stronę były dziecinne i żałosne. Kiedy usiadła między dwiema przyjaciółkami, Potter uśmiechnął się do niej.
-Evans umówisz się ze mną? – powiedział po czym jego ręka automatycznie powędrowała do jego włosów czochrając je jeszcze bardziej, o ile w ogóle to było możliwe.
-Wolałabym już umówić się z gmuchołochem niż z Tobą, Potter – odpowiedziała zirytowana
i pomyślała – zaczyna się – zrezygnowana odwróciła się do Ann, która od razu zajęła ją rozmową na temat minionych świąt. Była to ładna dziewczyna, miała krótkie blond włosy które kręciły jej się, co nadawało jej dziewczęcego uroku. Była chuda, ale najwyższa ze wszystkich dziewczyn w tym przedziale. Jej niebieskie oczy świeciły się z emocji, gdy opowiadała o świętach u ukochanej babci.
-Lily myślę, że powinniśmy iść na spotkanie prefektów – powiedział po chwili Lupin i ruszył
w kierunku drzwi. Z całej paczki to on był najbardziej ułożony i spokojny, pomagał w żartach, ale raczej starał się nie pakować za często w szlabany. Był zdolny i mądry dlatego, mimo że był Huncwotem , nikogo nie dziwiła jego funkcja prefekta.  Evans ruszyła za nim i po chwili już zastało ich tylko piątka w przedziale.

-Chyba pójdę poszukać pani z wózkiem – zastanowił się na głos Peter. Był niskim i przysadzistym chłopakiem, o brązowych, przerzedzonych włosach i spiczastym nosie. 
-Przecież dopiero co zjadłeś cała paczkę czekoladowych żab! Zaraz nie zmieścisz się w drzwiach – zażartował James, na co gruby chłopiec tylko spłonął rumieńcem.
-Co czytasz? – zapytał Syriusz, wskazując palcem na gazetę, którą Dorcas chwilę temu wyciągnęła
z torby i zaczęła wertować.
-A, to? Magazyn Czarownica, no wiesz plotki ze świata czarodziejów, kto z kim i w ogóle, głupie, ale wciągające – odparła brązowooka i zanurzyła się w artykule na temat rozwodu jakiś słynnych czarodziei. 
-Aha – skwitował Syriusz  - nudzi mi się – powiedział odwracając głowę do Jamesa – co powiesz na eksplodującego durnia?
James  kiwnął głową na znak zgody i zwrócił się do reszty, czy też grają. Ann i Peter przyłączyli się do gry, tylko Dorcas wolała czytać swoje pisemko. Po godzinie wrócili Lily z Remusem i reszta drogi upłynęła im na żartach, śmianiu się i kilku albo kilkunastu odzywkach Pottera do rudowłosej.


Kiedy wyszli na peron usłyszeli znajomy krzyk: „Pirszoroczni, pirszoroczni do mnie!”. Pomachali gajowemu i weszli do powozu, który miał ich zawieść do Hogwartu. Dorcas właśnie siedziała przy stole i jadła risotto, kiedy znowu usłyszała jak James naprzykrza się Lily.
-Ale czemu ty mnie tak nienawidzisz? – popatrzył na nią jelenimi oczami – przecież wiesz, że cię kocham!
-Zamknij się Potter – warknęła dziewczyna. Jednak Dorcas mogłaby przysiąc, że nie wyczuła w tym tyle jadu co zwykle i zobaczyła malusieńki, ledwo zauważalny uśmiech na jej ustach. Przeniosła swój wzrok na Łapę, który wpatrywał się w nią swoimi szarymi oczami. Zbliżyła się do niego w te święta, ponieważ Syriusz spędził je u Potterów, była nie niego skazana. James był dla niej jak brat i ich rodzice byli w jakimś stopniu spokrewnieni. Dlatego co roku albo oni przychodzili do niej albo ona wraz z rodzicami szła do niego. Syriusz podobał jej się od zawsze, ale wiedziała, że to połączenie nie mogło się wydarzyć. Lubiła się z nim droczyć i rywalizować  kto złamie więcej serc, lub będzie miał lepszą parę na balu. Tak… tych dwoje zawsze coś ciągnęło do siebie jednak byli zbyt uparci i żadne
z nich nigdy tego nie przyzna.

Po wieczerzy, wszyscy udali się do swoich dormitoriów. Dziewczyny przywitały się ze swoją współlokatorką, która również była ich przyjaciółką. Nazywała się Alice i była kruchą blondynką
o wielkim sercu. Została na święta w Hogwarcie, ponieważ nie chciała zostawić swojego chłopaka Franka Longbottoma samego. Byli parą od pierwszej klasy. Zwykła miłość z ławki zaczęła przeradzać się w coś poważniejszego. Dziewczyny usiadły na łóżku i zaczęły rozmawiać. W końcu nie widziały się przez dłuższy czas. W końcu każda zmęczona padła na swoje łóżko i dała się ponieść w objęcia Morfeusza.

~koniec rozdziału pierwszego