wtorek, 15 marca 2016

1.Powrót

Właśnie nadszedł koniec świąt. Trzeba było powrócić do normalności, do nauki, niekończących się prac domowych, nauczycieli którzy wiecznie czegoś chcieli, no właśnie… Kiedy większość ludzi szła po świętach do zwykłych, nudnych szkół, siódemka przyjaciół, uśmiechnięta i radosna, jechała właśnie pociągiem. Wracali do szkoły, ale nie była to zwykła szkoła. Nie uczono tam matematyki, biologii, czy fizyki, ale starożytnych run, opieki nad magicznymi zwierzętami, obrony przed czarną magią, czy transmutacji… Tak. Była to wyjątkowa szkoła. Hogwart. Wielki zamek skrywający wiele tajemnic, leżący  w Anglii w… Tak właściwie to nikt nie wie gdzie dokładnie znajduję się owy budynek. Jest to owiane tajemnicą, aby nikt go nie mógł tak łatwo odnaleźć. Wracając do naszego pociągu. W jednym przedziale siedziało czterech wyjątkowych chłopaków, a wraz z nimi cztery również niezwykłe dziewczyny. Cała paczka zaśmiewała się z właśnie z żartu ciemnowłosego chłopaka, który z zawadiackim uśmiechem i błyskiem w oku, odgarnął sobie trochę przydługie włosy z zabójczo przystojnej twarzy, po czym rozbawiony popatrzył na dziewczynę która siedziała naprzeciwko niego. Miała długie brązowe włosy, lekko zakręcone przy końcach, które kaskadą spadały na jej plecy i ramiona. Była ładna i to bardzo. Brązowe oczy, w których nie jeden chłopak mógł utonąć, tryskały iskierkami. Kiedy uśmiechała się z dopiero co opowiedzianego żartu zrobiły jej się, jak stwierdził czarnowłosy chłopak, słodkie dołeczki w policzkach. Dziewczyna nazywała się Dorcas Meadowes i była częstym obiektem westchnień płci przeciwnej. Również czarnowłosego chłopaka, który siedział naprzeciw niej i właśnie przeniósł wzrok na jej długie nogi. Syriusz Black, największy podrywacz w szkole, nigdy nie przyznałby się do tego, że jakaś dziewczyna tak bardzo zakręciła mu w głowie. Obok niego trząsł się ze śmiechu kruczoczarny chłopak, o bardzo przystojnej twarzy, na której miał okrągłe okulary. James Potter, złapał się właśnie za brzuch i otarł łzy, po czym popatrzył na swojego najlepszego przyjaciela i uśmiechnął się do niego po huncwocku. Tych dwoje wraz z Remusem Lupinem oraz Peter Pettigrew tworzyli bandę, która cały czas wywijała komuś jakieś kawały. A to łajnobomby w lochach to jakieś dziwne choroby u ślizgonów, ale i tak ich ulubionym zajęciem było gnębienie Severusa. Nazwali siebie Huncwotami . Nagle do przedziału weszła ruda dziewczyna, była to Lily Evans, obiekt westchnień Jamesa od pierwszej klasy. Jednak ta zielonooka dziewczyna o bardzo niespotykanej urodzie, której zazdrościła jej nie jedna dziewczyna w szkole, nie uległa ciągłym i natrętnym próbom uwiedzenia. Uważała, że teksty, które chłopak ciągle rzucał w jej stronę były dziecinne i żałosne. Kiedy usiadła między dwiema przyjaciółkami, Potter uśmiechnął się do niej.
-Evans umówisz się ze mną? – powiedział po czym jego ręka automatycznie powędrowała do jego włosów czochrając je jeszcze bardziej, o ile w ogóle to było możliwe.
-Wolałabym już umówić się z gmuchołochem niż z Tobą, Potter – odpowiedziała zirytowana
i pomyślała – zaczyna się – zrezygnowana odwróciła się do Ann, która od razu zajęła ją rozmową na temat minionych świąt. Była to ładna dziewczyna, miała krótkie blond włosy które kręciły jej się, co nadawało jej dziewczęcego uroku. Była chuda, ale najwyższa ze wszystkich dziewczyn w tym przedziale. Jej niebieskie oczy świeciły się z emocji, gdy opowiadała o świętach u ukochanej babci.
-Lily myślę, że powinniśmy iść na spotkanie prefektów – powiedział po chwili Lupin i ruszył
w kierunku drzwi. Z całej paczki to on był najbardziej ułożony i spokojny, pomagał w żartach, ale raczej starał się nie pakować za często w szlabany. Był zdolny i mądry dlatego, mimo że był Huncwotem , nikogo nie dziwiła jego funkcja prefekta.  Evans ruszyła za nim i po chwili już zastało ich tylko piątka w przedziale.

-Chyba pójdę poszukać pani z wózkiem – zastanowił się na głos Peter. Był niskim i przysadzistym chłopakiem, o brązowych, przerzedzonych włosach i spiczastym nosie. 
-Przecież dopiero co zjadłeś cała paczkę czekoladowych żab! Zaraz nie zmieścisz się w drzwiach – zażartował James, na co gruby chłopiec tylko spłonął rumieńcem.
-Co czytasz? – zapytał Syriusz, wskazując palcem na gazetę, którą Dorcas chwilę temu wyciągnęła
z torby i zaczęła wertować.
-A, to? Magazyn Czarownica, no wiesz plotki ze świata czarodziejów, kto z kim i w ogóle, głupie, ale wciągające – odparła brązowooka i zanurzyła się w artykule na temat rozwodu jakiś słynnych czarodziei. 
-Aha – skwitował Syriusz  - nudzi mi się – powiedział odwracając głowę do Jamesa – co powiesz na eksplodującego durnia?
James  kiwnął głową na znak zgody i zwrócił się do reszty, czy też grają. Ann i Peter przyłączyli się do gry, tylko Dorcas wolała czytać swoje pisemko. Po godzinie wrócili Lily z Remusem i reszta drogi upłynęła im na żartach, śmianiu się i kilku albo kilkunastu odzywkach Pottera do rudowłosej.


Kiedy wyszli na peron usłyszeli znajomy krzyk: „Pirszoroczni, pirszoroczni do mnie!”. Pomachali gajowemu i weszli do powozu, który miał ich zawieść do Hogwartu. Dorcas właśnie siedziała przy stole i jadła risotto, kiedy znowu usłyszała jak James naprzykrza się Lily.
-Ale czemu ty mnie tak nienawidzisz? – popatrzył na nią jelenimi oczami – przecież wiesz, że cię kocham!
-Zamknij się Potter – warknęła dziewczyna. Jednak Dorcas mogłaby przysiąc, że nie wyczuła w tym tyle jadu co zwykle i zobaczyła malusieńki, ledwo zauważalny uśmiech na jej ustach. Przeniosła swój wzrok na Łapę, który wpatrywał się w nią swoimi szarymi oczami. Zbliżyła się do niego w te święta, ponieważ Syriusz spędził je u Potterów, była nie niego skazana. James był dla niej jak brat i ich rodzice byli w jakimś stopniu spokrewnieni. Dlatego co roku albo oni przychodzili do niej albo ona wraz z rodzicami szła do niego. Syriusz podobał jej się od zawsze, ale wiedziała, że to połączenie nie mogło się wydarzyć. Lubiła się z nim droczyć i rywalizować  kto złamie więcej serc, lub będzie miał lepszą parę na balu. Tak… tych dwoje zawsze coś ciągnęło do siebie jednak byli zbyt uparci i żadne
z nich nigdy tego nie przyzna.

Po wieczerzy, wszyscy udali się do swoich dormitoriów. Dziewczyny przywitały się ze swoją współlokatorką, która również była ich przyjaciółką. Nazywała się Alice i była kruchą blondynką
o wielkim sercu. Została na święta w Hogwarcie, ponieważ nie chciała zostawić swojego chłopaka Franka Longbottoma samego. Byli parą od pierwszej klasy. Zwykła miłość z ławki zaczęła przeradzać się w coś poważniejszego. Dziewczyny usiadły na łóżku i zaczęły rozmawiać. W końcu nie widziały się przez dłuższy czas. W końcu każda zmęczona padła na swoje łóżko i dała się ponieść w objęcia Morfeusza.

~koniec rozdziału pierwszego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz